top of page
  • Kinga Glińska

Aura i Rana

Aura i Rana

-Kur... de...- Aura syknęła między zębami, gdy plama atramentu trafiła na róg zapisanego po brzegi papieru- A było już gotowe!

Zrezygnowana położyła starannie pióro w kałamażu, wstała i rzuciła się na łóżko. Nie wiedziała, czy powinna zacząć płakać, czy uderzać głową o ścianę. Zastanawiała się nad tym jak uśmierzyć ból zmęczonej głowy, tak aby pokarać siebie za szczyt głupoty. Po cichu rozważała co jest lepsze: arszenik czy cyjanek- ostatecznie wyrok padł na zalanie się łzami i wycie do księżyca. Niestety na to było zdecydowanie za wcześnie, ponieważ zegar wybijał 9:00.

-No nie jeszcze muszę pranie wywiesić... Jak ja nie nawiedzę czasem swojego marnego, beznadziejnego...

W domu rozległ się cichy, lecz soczysty dźwięk pantofli przekraczających próg wejściowy. Aura na moment zapominając o swojej porażce zbiegła na dół z nadzieją, że nie jest to Diana.

- Witaj Auro- wyrzekła Diana Denoumois.

Aura zamarła. "Jak ja jej się wytłumaczę? Nie zezwoli mi na przełożenie oddania pracy na kolejny tydzień!"- myślała paranoicznie z szeroko otwartymi oczami, szepcząc pod nosem pojedyncze przekleństwa.

- Dzień dobry pani Denoumois- rzekła Aura z przyklejonym uśmiechem na twarzy- przepraszam za mój strój, ale dopiero co skończyłam pisać.

- Można wiedzieć co piszesz?

- Nic szczególnego, staram się nie wychodzić z wprawy pisania i od czasu do czasu piszę... Tak p- po prostu piszę, piszę, tak jest właśnie... Piszę.

- Rozumiem, nie będę ci więc przeszkadzać, przyszłam tylko po twoją gotową książkę.

- Ah, tak, już oddaję. Proszę dać mi chwilę i się rozgościć.

Aura pobiegła schodami na górę. Pomyślała: "Pani Diana ma dziś wyjątkowo dobry humor. Może jeden kleks nie będzie problemem.". Podbiegła szybko do biurka, gdzie leżał plik kartek, którego już tam... Nie było!

-Nie... Nie, nie, nie, nie- mówiła jak zacięta płyta- to musi, gdzieś tu być. Aura biegała po poddaszu w nadziei na znalezienie swojej pracy.

-Tego szukałaś? W rogu pokoju pojawiła się znajoma postać kobiety ze związanymi włosami, ubrana w spodnie, ogromną koszulę i marynarkę, która pod wpływem światła przecinającego pokój, była trudna do rozpoznania. Oparta plecami o drewnianą ścianę, trzymała papiery, zerkając spod kosmyka włosów.

- Rana?

- Może być i Rana- mówiąc wychodziła z cienia ukazując swoją postać.

- Jak się tutaj...- chcąc zapytać o sposób pojawienia się w domu, zauważyła otwarte okno.

- Jak to mówisz, jestem... człowiék pająk.

- Ratuj mnie, oblałam szkic książki.

- Rana na ratunek z rana. Kochana, nie wiem czy pamiętasz, ale ostatniej nocy zostawiłaś u mnie to.

Dziewczyna pokazała plik kartek identyczny jak ten co leżał na biurku.

- Kopia? Ale przecież ja to zgubiłam...

- Ostatniej nocy?

- Rana, jak ja cię kocham- mówiąc to rzuciła się jej na szyję. W tej pozycji została dłużej niż chwilę, co zaczynało być niezręczne. Aura czując przypływ krwi do policzków i przyśpieszenia swojego tempa odsunęła się od Rany, uśmiechając się nieśmiało wzięła szkic.

- Zaraz wracam. A, a gdzie to...

- To z biurka? Na biurku, a co? - Aura spojrzała na biurko, gdzie leżał plik kartek leżący identycznie jak wcześniej.

- Chyba powinnam iść spać.

Aura zeszła na dół do Pani Denoumois. Była oszołomiona, jak za każdym razem, gdy pozwalała sobie na przekroczenie granicy. "Przecież Rana należy do Pellisa, przecież ona jest jego, Aura, ona jest niego!". Z szybkim biciem serca poszła do salonu.

- Przepraszam, że musiała pani czekać.

- Nic nie szkodzi, lubię w ciszy podziwiać obce przestrzenie.

- Oto kopia... Znaczy! Szkic, szkic pani przyniosłam.

- Dziękuję, odpowiedź wydawnictwa powinna przyjść na dniach. Co do książki, możesz być spokojna.

- Dobrze, dziękuję.

- Póki co znikam, tym bardziej, że ma pani gościa- pani Diana spojrzała na obszar za Aurą. Aura odwróciła się i zobaczyła wchodząca do salonu Ranę.

- Tak...- wyszeptała Aura patrząc na Ranę.


Inspiracja: "Małe kobietki" Louisa May Alcott

Fotografia: @industria.jpeg


Comments


bottom of page