top of page
  • Kinga Glińska

Wstydliwie grzeszki- guilty pleasures na poważnie.


Jedne z najczęściej zadawanych pytań to: „Jakie jest twoje guilty plesure?”. Odpowiedź „surfowanie po social mediach” pada tak samo często jak: „A co to jest guilty pleasure?”. Jak się okazuje nie łatwo wytłumaczyć to zjawisko. Z obserwacji siebie i ludzi wokół, pojęcie to rozumiemy jako czynność, którą wykonujemy dla „odmóżdżenia się”. Jednak według wielu paradefinicji tego wyrażenia to czynność, którą skrycie wstydzimy się wykonywać.


Wpisując „guilty pleasure” w wyszukiwarce z dwoma „o” napotkałam masę artykułów o tym dlaczego tak właściwie robimy to, czego się wstydzimy. Ja jednak przyjrzę się temu, jaka jest przyczyna tego, że w ogóle się wstydzimy tych „winnych przyjemności”- przecież nawet jeśli te małe grzeszki przeciw czasowi są „guilty” nadal to tylko „pleasures”.


Pierwsza myśl, to chęć budowania swojego wizerunku w taki sposób, aby tak zwani „ludzie” nie domyślili się przypadkiem, że jesteśmy choć trochę ludzcy. Obraz człowieka idealnego w mediach społecznościowych to niewątpliwie osoba zdrowa na ciele i duchu- wolna od barier wewnętrznych oraz piękna w swojej naturalności. Przy tym, to też osoba, która przeznacza swój wolny czas na działanie, aktywność i bycie twórczym, w szerokim tego słowa znaczeniu. Na szczęście wiemy, że o ile psychologia ma więcej do powiedzenia w dzisiejszych czasach, to coraz więcej ludzi akceptuje inność jednostki na tle ogółu. Dlatego też to właśnie młodzi ludzie torują drogę nowej bezwstydnej rzeczywistości, gdzie człowiek ma szerokie prawo wyboru, jak ma spędzić swoje wolne 5 minut.


Mimo wszystko, nie ważne jak popularny stałby się „no shame movement”, człowiek jako istota ułomna dalej będzie patrzył za plecy, czy ktoś przypadkiem go nie ocenia.


Druga myśl, która przyszła mi do głowy, to brak pewności siebie, bo przecież siebie lubię, więc nie powinnam wstydzić się tego co mnie odpręża… czyli tego co mnie uszczęśliwia. Czy zatem ludzie wstydzą się być szczęśliwi? Zabrnęlibyśmy chyba zbyt daleko, ale czy publiczna konfrontacja z prawdą o sobie poniekąd nie wyzwala człowieka?


Jak już mówiłam, młodzi ludzie należą już do nowego świata, gdzie pokazanie środkowego palca nie oznacza braku szacunku do odbiorcy, ale luźne podejście do życia, czy do tego co sobą na ten moment dana dziewczyna lub chłopak reprezentuje.


I tutaj pojawia się słynny temat dotyczący „konfliktu pokoleń”. Pokolenie ludzi młodych nazwijmy „pokoleniem A”, natomiast pokolenie ludzi starszych nazwijmy „pokoleniem B”. Na warsztat weźmy… czytanie emocjonujących artykułów z SuperExpressu przed snem. Bardziej prawdopodobnym zdarzeniem jest, że osoba z „pokolenia A” wyśmieje to co robi i zrobi z siebie mema, którym podzieli się ze znajomymi. Człowiek z „pokolenia B” raczej woli zataić takie sprawy lub co gorsze, traktuje je bardzo poważnie i chętnie udostępnia takie teksty na tablicy w niebieskim portalu z literą „f”.


Odbiegając od tego okropnie sztucznego podziału, wydaje się, że im więcej lat mamy, tym więcej spraw bierze się na poważnie. Nawet temat „guilty pleasure”- jeszcze kilka lat temu nie wiedziałam co to, a teraz sobie o tym piszę.


Dlaczego tak właściwie powinniśmy się czuć gorsi przez to jak spędzamy swój wolny czas? I czy w ogóle powinniśmy się czuć gorsi od tych, którzy spędzają wolny czas w sposób aktywny? Wszystko zależy od perspektywy patrzenia.


Jeśli naszym celem życiowym jest napisanie sztuki, to spędzanie wolnego czasu czytając godzinami plotkarski portal z białym, puchatym psem na czele, bezpośrednio przyczynia się do oddalania nas od spełnienia tego marzenia. Ukrywanie tego „guilty pleasure” jest poniekąd uzasadnione, gdyż niezbyt wielką chlubą jest ciągłe odkładanie w czasie realizacji planów życiowych.


Jeśli jesteśmy w trakcie osiągania konkretnego celu i „guilty pleasure” traktujemy jako chwilową odskocznię, to ukrywanie tej przyjemności jest beznadziejną próbą wykreowania siebie na boga (chociaż patrząc na Dionizosa- jego „życie” to było jedno wielkie „guilty pleasure”), który takowych rozrywek nie posiada a życie poświęca tylko wielkim czynom.

W tym całym zamieszaniu widać, że nie chodzi wyłącznie o to jak chcesz spędzać czas, ale o to, jakie są twoje priorytety, a ustalenie ich pomaga odróżnić nam „guilty pleasure”, od popadania w marazm. Z resztą, co człowiek to różnica i nie warto na siłę porównywać to jaki kształt życia obrał sąsiad, czy koleżanka z pracy, ponieważ zależy on od wielu czynników. Póki wybory, których dokonujemy każdego dnia są źródłem naszego spełnienia i szczęścia, możemy spać spokojnie- jeśli nie, zawsze czeka na nas zmiana.

Comments


Commenting has been turned off.
bottom of page