top of page
  • Kinga Glińska

Mowa końcowa

Usiadłam niedaleko, by przypatrzeć się Panu.

Niby z bliska, lecz z daleka, by nie dostać zawału.

Dziś będę oceniać-

Oświadczam donośnie-

Nienawidzić, psocić, kłamać,

Całkowicie dobrowolnie.

Gdy Pan śpi, to bezczelnie jest Pan cicho.

Gdy Pan patrzy, to okropnie w buzi słodko.

Wtedy wstaje-wielki człek z wielkimi ramionami-

I przytulać chce, jakbym błagała o to nocami.

A gdy już ma mnie w swoich objęciach,

To grzeje jak ruski kaloryfer,

Po cholerę mi to ciepło, wzięłabym farelkę.

I myślę niekiedy, po co mu te swetry.

Bo gdy dotknę, to ten ciepły.

Zgodnie z Moimi zasadami, zawsze pokazuję, gdy coś jest nie tak-

A ten? Przeprasza mnie, jak na jakiś znak!

I teraz najlepsze... SZANUJE MNIE-

też mi coś- ma czyste koszulki i buty sznuruje...

Okulary swe czyści, wita mnie i żegna,

Wie czego chce i na czym życie polega...

Ale stop tych wygłupów, przecież to on-

Chamsko niezwyczajny i wielki jak dąb.

I nawet wyznam, muszę to przyznać,

Lecz to między nami, artystami, słuchaczami.

Może to emocja dzika, może to głupia chwilka...

Czasem go kocham

.

.

.

ale to tajemnica.


Fotografia:

Comentários


bottom of page